piątek, 30 października 2015

Rozdział 2

Następny dzień.. Ubłagałam rodziców, by pozwolili mi zostać w domu. Mama, jako iż była nauczycielką w naszej uczelni usprawiedliwiła mnie przed Dyrektorem.
Ojca nie było już od rana, wyszedł z domu właściwie sama nie wiem gdzie.
Jako jeden z niewielu należał do Elfów Otchłani, pewnie poszedł na jakieś szkolenie czy coś.
Szkoda tylko, że odziedziczyłam po nim tę moc.
Bo przecież zawsze mogłam zostać specem w jakiejś innej magii. Na przykład woda, lód, ogień. Cokolwiek innego.
Jak na razie mam najgorszego wierzchowca i nie potrafię zrobić najprostszego zaklęcia. To właśnie dlatego jestem pośmiewiskiem w szkole.

Jakoś niespecjalnie spieszyło mi się by zrobić dziś ze sobą coś konkretnego. Zbliża się południe a ja nadal siedzę w piżamce.
-O nie! Muszę coś ze sobą zrobić. Eh.- Pomyślałam ruszając tyłek z kanapy. Udałam się na górę do swojego pokoju zaglądając do szafy.
Wyjęłam z niej komplet, który dostałam od Ciotki na urodziny.
Rozpuściłam włosy przeczesując je dłonią. Do serca wzięłam sobie słowa Jack'a.
Stwierdziłam, że zacznę ubierać się bardziej kobieco, dlatego zdecydowałam się na ten komplet.
Na włosy założyłam  granatową wstążkę, oddzielającą grzywkę od reszty czupryny. Ciało zakryłam  granatowym body. Poprawiłam wszystkie koronki i inne duperele. Następnie założyłam rękawy i pelerynkę do nich dołączoną.
Nie czułam się  zbyt dobrze w tym stroju, jednak wyglądałam na tyle kobieco, by wzbudzić sobą zainteresowanie.
Dodatkowo na szyję założyłam obrożę zrobioną z materiału wstążki, takiej jak opaska na głowie.
Na nogi założyłam materiałowe botki, starannie zawiązując je wstęgą.

Przyglądałam się sobie w lustrze, gdy nagle rozległo się pukanie do drzwi.
W ogóle się nie spiesząc zeszłam na dół.
-Ciekawe kto to..- Pukanie zamieniło się w walenie w drzwi.- Już idę, chwileczkę!
Otworzyłam i niemal  mnie zatkało.
-C..Czego chcesz?- Zapytałam marszcząc brwi.
On jednak nic nie odpowiedział, tylko wcisnął się do mojego mieszkania zatrzaskując za sobą drzwi.
-Hej, co Ty wyprawiasz?!- Krzyknęłam oburzona.
-Wyglądasz jak ladacznica, ale do twarzy Ci w tym.- Odparł bacznie mi się przyglądając.- Dlaczego nie poszłaś do szkoły?
-To chyba nie Twój interes jak się ubieram. A do szkoły nie poszłam bo mi się nie chciało.- Parsknęłam.
-Powinnaś chodzić do szkoły, to przecież Twój obowiązek.- Odparł białowłosy nadal przyglądając się mojemu ubraniu
 -Przestań się tak na mnie gapić, to ohydne.-Odparłam przewracając oczami.Chłopak niechętnie oderwał ode mnie wzrok zawieszając go na rozstawionych po konarach drzew zdjęciach.-Może mi odpowiesz, po jaką cholerę tu przyszedłeś?
-Martwiłem się, że coś się stało. Tylko tyle.- Wyjaśnił.
-Nie musisz się o mnie martwić, jestem już dużą dziewczynką.- Pokazałam mu język. Nie spodziewałam się tego, że on odwróci się i zgrabnie złapie mój język w dłonie. Zaczął go delikatnie ciągnąć i się śmiać. Chciałam go uderzyć, by mnie puścił, jednak drugą ręką złapał mnie za moją dłoń podnosząc ją z ogromną siłą ku górze. Zwinnym ruchem ubezpieczył też moją drugą rękę i jakby nie patrząc w ciągu 10 sekund zostałam pokonana.
Chłopak patrzył mi prosto w oczy a na jego ustach widniał ogromny uśmiech.
Wtedy mnie puścił. W pierwszej chwili nie wiedziałam co się stało, poplątałam się o własne nogi i upadłam. Ten śmiał się w niebo głosy.
-Przestań! To nie jest śmieszne! - Krzyczałam.
Najpierw jego siostra śmieje się z moich porażek, teraz on. To chyba jest rodzinne. Mimo moich sprzeciwów, chłopak zachodził się śmiechem.
Pozbierałam się z ziemi stając z nim twarzą w twarz. Spuściłam głowę zaciskając wargi. Wtedy właśnie czułam przypływ energii. Zacisnęłam pięści na których niemal od razu zaczęły się pojawiać takie same znaki jak wtedy w szkole.Oblizałam zakrwawione już wargi. Czułam to. Czułam ten przepływ energii, która znajdowała się w moim ciele. Mogłam dokładnie wskazać każdą żyłę, każdy nawet najmniejszy mięsień.

Wymierzyłam cios w jego twarz, właściwie sama nie wiem czemu. Trafiłam! Może dlatego, że był  w tym momencie nieuważny.
Otworzyłam oczy spoglądając w górę na chłopaka i niemal mnie zatkało.
Moja pięść nie widniała na policzku Jack'a tylko Jake'a.
Cały nadmiar energii niemal od razu ze mnie 'uciekł'.
Padłam na kolana zaszokowana.
Jak on się tu znalazł? Dlaczego obronił Jack'a?
-P..Przepraszam..- Szlochałam. Skuliłam się i ocierałam przemoknięte oczy.
Jake poruszył szczęką i uśmiechnął się.
-Nic mi nie jest, możesz przestać płakać.- Odparł kucając przede mną.
Jack tylko przewrócił oczami. On był okropny!  Jake natomiast był wspaniały. Ciągle mnie pocieszał. Dlaczego? Bo Jack zawsze coś mi zrobi!
Otarłam łezki i popatrzyłam na Jake'a.
-Jak tu wszedłeś?!- Wykrzyczałam.
-To najmniej istotne. Ważne, że nic Ci nie jest.- Uśmiechnął się.
-Jake, mówiłem, że sprawdzę czy wszystko z nią okey. Nie musiałeś tu przyłazić.- Parsknął.
-Wolałem sam się upewnić.- Jake wstał. Podszedł do swego brata dając mu pstryczka w czoło.-Nie zapomnij że to ja jestem ten starszy. To ja powinienem zajmować się takimi sprawami.
Jack ziewnął. Jak widać miał dość tej gadki. Chciał się od niej wyrwać. Od razu pomyślałam, że chodzi mu o mnie.
-Możecie już iść, zaraz będzie tu jeden z moich rodziców a nie mam zamiaru, by was tu znaleźli.-Przerwałam im.
-Oj wyluzuj się. - Odparł Jake.- Jesteśmy tu w dobrych intencjach.
Ziewnęłam. Popatrzyłam na nich. Byli mi tak strasznie znani. Tylko skąd..

~*~
-Melody, zaczekaj! - Krzyczał niski, białowłosy chłopak, biegnąć za dziewczynką.
-Nie! Dogoń mnie haha- Białowłosa uciekała, jednak już po chwili poczuła ucisk na prawej ręce.
-Mam Cię!- Krzyknął chłopiec, zatrzymując się i przyciągając dziewczynkę do siebie.- Jesteś już moja, nie oddam Cię! - Uśmiechał się spoglądając, czy przypadkiem nie biegnie jego starszy, o 10 minut brat.
-Jack! Przecież to ja chciałem ją złapać!- Jake zaczął szarpać brata.
-Ale jesteś powolny i to ja ją złapałem!- Uśmiechał się Jack tuląc do siebie Melody.
Byli dziećmi. Mieli zaledwie  6 lat, dziewczynka miała 5.
Bawili się niemal codziennie, podczas gdy różowo-włosa siedziała sama pod drzewem. Zawsze, gdy chciała dołączyć do zabawy, bracia ją odtrącali.
-Puść mnie Jack- Odparła cichym głosem dziewczynka.
-Czemu?- Popatrzył na nią chłopiec.
-Muszę już iść,i nie wiem czy wrócę.- Wyjaśniła.
Pożegnała się z chłopcami, po czym podeszła do Skyler.
-Muszę już iść, do zobaczenia Skyler- Uśmiechnęła się, patrząc jak dziewczynka siedzi sama.
-Odwal się!- Krzyknęła naburmuszona Księżniczka. Zrezygnowana dziewczynka odeszła.
Gdy zbliżała się w stronę rodziców, chłopcy poprosili, by chwilę jeszcze została.
-Wrócisz?- Zapytał zrezygnowany Jake.
-Chyba wrócę- Uśmiechnęła się do nich.
-Gdy wrócisz, i będziemy mieć po 17 lat, to się z Tobą ożenię!- Wykrzyczał Jack.
-Ale to się nie zdarzy, bo jestem od was młodsza.- Dziewczynka posmutniała.
-No to jak Ty będziesz miała o rok mniej od nas. To będzie... eeeem..
 -16 idioto- Wyręczył białowłosego brat.
-O właśnie!- Uśmiechnął się. -To jak Melody, ożenisz się ze mną? Będziemy wspaniałą parą.- Chłopiec patrzył zaciekawiony w jej oczy.
Była zagubiona. Z jednej strony chętnie odpowiedziałaby, że tak, jednak nie chciała robić przykrości Jake'owi.
-Tak, ożenię się! - Uśmiechnęła się. -Tylko pod jednym warunkiem!
***
Spojrzała w oczy białowłosego, następnie w oczy starszego z braci.
Przypomniała sobie wszystko.
-Wyjdźcie.- Odparła spuszczając wzrok.
-Że co?- Odparł zdezorientowany Jack.
-Wynoście się!- Krzyknęła ze łzami w oczach.-I nie wracajcie!
Bracia wyszli, jednak nie zamierzali dać dziewczynie spokoju.
Oni pamiętali o obietnicy sprzed 10 lat.
Nie wiedzieli jednak, że dziewczyna traktowała to na poważnie.
Żaden z braci nie mógł przypomnieć sobie, jakie warunki stawiała wtedy dziewczynka.
Nawet ona tego nie pamiętała.

Siedziała sama, w pokoju. Skuliła się na kanapie, patrząc na zdjęcia z dzieciństwa. Pobiegła na górę i próbowała sobie przypomnieć.
W końcu musiało to być coś ważnego. Prawda?



***
R2 nadchodzi!
~/Eme

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Rozdział 1

Nie miałam ochoty na rozmowę z kimkolwiek o czymkolwiek. Wyrwałam się z uścisku chłopaka i pobiegłam przed siebie. Zgrabnym ruchem przeskoczyłam przez kamyki znajdujące się na zatoczce. Wbiegłam w falę wody, spadającą z pobliskiej rzeki. Tak, to był taki ''mini wodospad''. Otarłam krople wody z twarzy i usiadłam w ciemności, z nadzieją, że chłopak odejdzie.
Alleluja. Odpuścił.
Wtedy w głowie utkwiła mi jego twarz.
Jasne, niemal śnieżnobiałe włosy, poważny wyraz twarzy. Głębokie, niebieskie oczy. Idealna cera.
Wzrost.. Był wyższy. Tego można było się spodziewać.
Kaptur na jego głowie oznaczał, że nie chciał by ktokolwiek wiedział, że właśnie on znajduje się własnie tutaj.
Skuliłam się bardziej.
Dzisiejszy dzień nie należał do tych najcieplejszych. Właściwie zbierało się na deszcz.
Niebo zrobiło się ponure a chmury dużo ciemniejsze.
Zimny wiatr, w zderzeniu z również zimną wodą dawały efekt wprost idealny.
Trzęsłam się.
Było mi na prawdę zimno, i szczerze chciałam wrócić do domu.
Już i tak wyszłam na słabeusza, nieudacznika.
W oczach miałam jedynie pustkę, zagubienie.
 Moja energia była niemal na wyczerpaniu.Starałam się być twarda, kontaktować. W pewnej chwili zauważyłam , jak przez taflę wody przeciska się mała, skrzydlata istota.
Ta sama postać usadowiła się pod moimi nogami, patrząc na mnie ślepiami koloru bakłażanu.
Spojrzałam w tą stronę.
To był On.
To ten smok, którego przyzwałam.
Był mały, wychudzony, taki do niczego.
-Proszę, daj mi spokój. Znajdź innego Pana. Ja przeżyję bez Wierzchowca.- Wydukałam opierając brodę o kolana.
-To Ty jesteś moją Panią.- Smok się odezwał. Spojrzałam w jego stronę nie dowierzając jego słowom.
-T..Ty mówisz?!- Zdębiałam. Jak to możliwe?
-Tak, to dziwne prawda? Poza tym, jak mnie Panienka nazwie?- Odparł drapiąc się ogonem po grzbiecie.
-Jesteś beznadziejny. Czemu nie urośniesz?! Czemu nie możesz przynieść mi czegoś innego niż wyzwisk?!-Spojrzałam na niego gniewnie.
-Panienko, jestem jeszcze mały. Mam zaledwie 25 lat. W wieku 26 zaczynamy osiągać niezwykle ogromne rozmiary. Nie martw się Moja Droga. A wstyd i wyzwiska? To nie moja zasługa.-Pokazał mi język.Pociągnęłam go za ogon. To nie było miłe.
-Heej! Nie mów tak.- Odparłam znów opierając głowę na kolanach.
-Niechaj Panienka mi wybaczy. Najmocniej, z całego serca.- Wydukał kłaniając mi się [?].
-Nie jestem kimś ważnym, byś składał mi pokłony.- Uniosłam brwi.
-Jesteś Moją Panią, przyszłym Zabójcą Otchłani. Legendarnym Zabójcą Otchłani. A ja jestem Legendarnym Smokiem.- Wyśpiewał z dumą w głosie.
Popatrzyłam na niego jak na idiotę.
-Nie chcę zostać Zabójcą.- Odparłam. Wypuściłam z płuc całe powietrze, jakie aktualnie się w nich znajdowało.
Robiło się coraz zimniej, a ja nie miałam zamiaru wracać do domu.
-Będziesz ... Hm .. W ogóle jakiej jesteś płci?- Zaśmiałam się.
-Jestem chłopcem.- Odparł.
-W takim razie będziesz Fear. - Popatrzyłam na niego robiąc przy tym ogromny uśmiech.
-Co to za imię?- Zapytał. Czuł się co najmniej dziwnie z tym, jak go nazwałam.
-Bardzo mi się podoba, i tak zostanie.- Odparłam stanowczo.
-Dobrze, Moja Pani. Jest świetne, bardzo mi się podoba.- Wydukał wciskając się pomiędzy mnie a moje kolana.
-Heej! Będzie mi zimno!- Próbowałam go zdjąć z siebie. Wbił się jednak pazurkami i nie chciał zejść.
-Zaczekaj chwilkę Panienko, zaraz zrobi się ciepło.- Wyjaśnił kierując swój wzrok na mnie.
Rzeczywiście. Wydobył z siebie jakieś ciepło i momentalnie wszystkie ciarki zniknęły.
-Co jeszcze potrafisz?- Zapytałam drapiąc go za uchem [?].
Fear się podniósł.Stanął na przeciw mnie, a ja usiadłam po turecku.
-Potrafię władać nad wszystkimi mocami, tylko nie nad mocą otchłani. Jestem jej wytworem.- Wyjaśnił.
-Jak to?- Ciągnęłam temat.
-Dawno dawno temu, jak jeszcze smoki istniały, jeden z nich, Król Smoków władał nad mocą Otchłani. To on stworzył mnie i moich towarzyszy.Przetrwałem tylko ja.
-To przykre. Nie musisz mówić więcej.
Kiwnął głową na znak podziękowania. Wiedziałam, że było to dla niego trudne.
Siedzieliśmy w ciszy.
W pewnej chwili do mojej ''kryjówki'' ktoś wszedł.
Ten sam chłopak, znów miał kaptur na głowie, lecz rozpoznałam go, gdyż białe końcówki jego włosów wydostawały się spod kapuzy.
Za nim wszedł drugi chłopak, jego wzrostu, jednak całkiem inny.
Włosy miał dość dziwne, nietypowe, jak z resztą każdy w Krainie Elfów.Ich kolor, szkarłatny, był zmieszany z czarnym, tworząc niepowtarzalny efekt.
Ubrany dość zwyczajnie. Czarne spodnie, do tego czarna bluza i ciemno-czerwona koszulka.
W pierwszej chwili się wystraszyłam.
W końcu byli wyżsi, zapewne silniejsi.
Spoglądali na mnie dziwmy wzrokiem.
-Dlaczego płakałaś?- Odezwał się po chwili białowłosy.
Stwierdziłam, że nie mogę pokazać im mojego strachu.
-To chyba jednak nie Twój interes.- Odparłam.
-Nie musisz udawać twardej. I tak wiemy, że taka nie jesteś.- Odezwał się ten drugi.
Przeraziłam się.
Przejrzał mnie, nawet nie znając. To takie skomplikowane.
-Czego ode mnie chcecie?- Patrzyłam na nich na zmianę.
Białowłosy zmierzył mnie wzrokiem, następnie od niechcenia odparł.
-Chodź, musisz się przebrać.
-Przepraszam, co z moim strojem jest nie tak?-Uniosłam brwi.
-Jest za mało kobiecy.- Wyjaśnił.
Zdębiałam. to chyba moja sprawa jak wyglądam nie?
Spojrzałam na Fear'a. On się kłaniał.
-Fear, czemu się kłaniasz?- Zapytałam zdziwiona.
-Wyrażam szacunek dla Rodziny Królewskiej.
Byłam zdezorientowana.
Spojrzałam najpierw na chłopaków, potem na smoka i tak na zmianę. Wtedy dotarło do mnie, że przede mną stoją Jake i Jack, słynni bliźniacy.
Padłam na kolana.
-Proszę wybaczyć mi moje zachowanie. Nie chciałam być tak nie uprzejma. Proszę mi wybaczyć, to nieumyślne spowodowanie upadku Księcia. -Skuliłam głowę.
Zdenerwowany Jack podszedł do mnie łapiąc za ramię. podniósł mnie do góry, podrzucając jak zwykłą piłeczką. Jego ręka przemieściła się na mój dekolt, zgrabnie łapiąc za materiał. Trzymał mnie nad ziemią i patrzył gniewnie.Spoglądałam na niego przerażona.
-Jeszcze raz wyrazisz się do mnie jak do kogoś wyższą rangą, a na prawdę zrobię Ci krzywdę.- Wtedy delikatnie postawił mnie na ziemi, poprawiając swój kaptur.
-Nic Ci się nie stało?- Odezwał się Jake, obserwujący całą sytuację z boku.
Spuściłam głowę. Było mi wstyd. Właściwie nie wiedziałam co mam robić. Odnosić się do kolegi, z którym nigdy nie rozmawiałam, czy jak do Księcia, którym był. Milczałam.
-Spokojnie, nic Ci nie zrobię, nie bój się.- Zbliżył się. Napięcie rosło. Robiło się gorąco. Jake złapał mnie za brodę unosząc delikatnie do góry. Popatrzył na moją twarz, przeraził się.
Zrobił krok w tył delikatnie puszczając mój podbródek. Podszedł do Jack'a i szepnął mu coś na ucho. Miałam elfie uszy, więc doskonale słyszałam treść ''To Legendarna''.
Jack kiwnął jedynie głową i zdjął z siebie czarną pelerynę.
Założył ją na moje plecy.
Delikatnym, zwinnym ruchem zawiązał sznurek po obu stronach peleryny.
Wyglądałam co najmniej dziwnie. Melody - rozmiar S. Peleryna- rozmiar L.
-Po co mi to?- Spojrzałam na niego.
-Wyglądasz uroczo, i nie musisz przejść do Pałacu niezauważona.
Chwileczkę.
Pałac.
Rodzina Królewska.
A co najważniejsze.
Skyler..
-Nie mogę z wami iść.- Stanęłam niemal wryta w ziemię.
-Dlaczego?- Jack popatrzył na mnie marszcząc brwi.
-Bo spodka tam Skyler.- Wyjaśnił Jake.
-Czy Ty czytasz w myślach?- Spojrzałam na niego znużona.
-Nie, potrafię wyczytać z człowieka, czyli jego postawy, zachowania, sposobu mowy itp. Cieszę się, że nie czytam w myślach. To byłoby okropne.- Przewrócił oczami.

~*~
Chłopakom jednak udało się przekonać mnie, bym z nimi poszła. Właściwie sama nie wiem czemu.
Przed wejściem do pałacu wstąpiliśmy do mojego domu, właściwie to tylko ja. Bliźniacy czekali przy jednym ze sklepów, ukrywając swoją twarz. Na ulicy można spotkać przeróżne Elfy i nigdy nie wiadomo, co odbije im do głowy na widok Książąt.
Przebrałam się czerwoną sukienkę z czarnymi,białymi i złotymi dodatkami. Rękawy szerokie, sięgały mi tylko do łokci. Jej długość nie była idealna. Po bokach, sięgała do połowy ud, z przodu i z tyłu sięgała poniżej kolan. Na biodrach widniał złoty pas, do którego przyszyte były dzwoneczki, w które można było schować przeróżne eliksiry.Na nadgarstkach zawiesiłam złote bransolety, idealnie pasujące do obwodu nadgarstka. Na nogi założyłam czarne skarpetki, sięgające do połowy łydki. Do tego buty od zestawu, materiałowe kozaczki  sięgające nieco ponad kostkę. Przeszyte były czarną wstęgą.Włosy spięłam w kitkę, grzywkę zostawiłam.
Przejrzałam się kilka razy w lustrze i gdy byłam już gotowa, wyszłam zakładając na siebie pelerynę.

Podbiegłam do nich dając znać, że to ja. Jack pchnął mnie do przodu, bym ruszyła się i nie robiła większego zamieszania.
Całą trójką udaliśmy się za Pałac, gdzie zaprowadzili mnie w nieznane mi miejsce- nad Zatokę Zakochanych.
Właściwie nie chciałam tam iść. Obiecałam sobie, że pójdę tam, gdy znajdę swoją miłość, bądź wybiorę się na randkę.
Stanęłam przed wejściem, którym był wodospad za posiadłością Rodziny Królewskiej. Zamknęłam oczy.
-Nie mogę iść dalej.- Odparłam.
-Co?! Dlaczego?!- Zdenerwował się białowłosy.
-Obiecałam sobie, że nie pójdę tam jako singielka.- Wyjaśniłam krótko.
-Nie możesz odpuścić? To na prawdę ważne.- Zagadał Jake.
-Nie.- Wyjaśniłam krótko.
Fear podleciał do nich obu szepcząc im coś na uszy. Tego akurat nie słyszałam. Stali za daleko.
Wtedy podszedł do mnie Jack. Pocałował mnie za policzek i chwycił za rękę.
-Idziemy, Skarbie.- Odparł oschle.
-Jesteście dziwni.. Serio..- Wydukałam..
Fear za moimi plecami pchał mnie coraz bliżej Jack'a, jednak co chwilę wracałam na swoje miejsce.
-Jeśli chcesz, bym Cię objął ramieniem, wystarczyło powiedzieć.- Zaśmiał się i przyciągnął do siebie. Złapał za biodra, następnie podrzucił z taką siłą,że właściwie dokładnie nie pamiętam co się stało. Krzyknęłam pod wpływem emocji i wylądowałam na jego baranach. On śmiał się nadal.
-Wygodnie Ci?- Zapytał strącając moje włosy ze swojej twarzy. Zabrałam kitkę, zarzucając ją na plecy.
Jake przyglądał mi się bardzo uważnie.
-Śliczne masz włosy.- Wydukał posyłając mi ciepły uśmiech.
Odpowiedziałam tym samym gestem.
Po chwili usadowiliśmy się na jednej z wysepek pod drzewem.
Oni milczeli.
Milczeli zbyt długo.
Zrobiło się niezręcznie.
-Dlaczego wtedy płakałaś?- Jack patrzył na mnie przeszywającym wzrokiem.
-Przecież Jake potrafi to ze mnie wyczytać.- Odparłam bawiąc się trawą.
-Nie potrafię. Teraz jesteś zagubiona, nie wiesz co robić i jest Ci przykro.- Wystukał przyglądając się mojej osobie.
-Nie chcę o tym gadać.- Wyjaśniłam.
Jake przysiadł się do mnie nadal bacznie mnie obserwując.
Po chwili szepnął mi do ucha dziewięć słów. Dziewięć słów wywołało we mnie strach.
-Nie damy Ci spokoju, puki nam tego nie powiesz.
Popatrzyłam na Jack'a, szukając pociechy w jego oczach, jednak on tylko kiwnął głową przytakując do słów brata.
-Tak bardzo chcecie wiedzieć?-Zapytałam po chwili namysłu.
-Tak.- Odpowiedzieli chórkiem, co brzmiało dość słodko.
-Wasza siostra prześladuje mnie, dręczy, wyzywa, wyśmiewa. Odkąd pamiętam. To chcieliście wiedzieć?- Spuściłam wzrok.
-Zrobiłbym to co Skyler.- Odparł Jack.
Jake warknął na niego. Złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Przytulił mnie, zaciskając ręce na moich plecach z taką siłą, że zaczęło to boleć.
Odsunęłam się od niego.
-Jesteście pokręceni.- Odparłam i zerwałam się do biegu. Fear poleciał za mną kiwając głową załamany.
Przebiegłam przez wodę, i pobiegłam w stronę miasta. Sama nie wiem czemu akurat w tamtym kierunku, może dlatego, że tam znajdował się mój dom.

~*~
Biegłam przez kamienną ulicę nie patrząc kogo trącam.
Wbiegłam do domu od razu pędząc na górę do swojego pokoju.
Zza szafy wyciągnęłam drabinę i wspięłam się po niej, przeciskając przez szczelinę w suficie.
Na strychu otworzyłam szerokie drzwi prowadzące na dach naszego domu. Wspięłam się na niego zgrabnym ruchem i usiadłam w cieniu drzewa obserwując cała okolicę.
Nagle obok, jakby z mgły wyłoniła się Lily.
-Bu!- Krzyknęła łapiąc mnie za ramiona.- Gdzie uciekłaś? Nauczyciele się martwili.
Wzrok skierowałam przed siebie.
Wszystko pamiętałam.
Zderzenie z Księciem, rozmowa z Fear'em, Przybycie Książąt, potem Zatoka Zakochanych.
Czy mam jej o tym opowiedzieć? Może lepiej nie?
-Pobiegłam przed siebie. -Wyjaśniłam posyłając przyjaciółce ciepły uśmiech.
-Jesteś pokręcona..
Uśmiechnęłam się.
-Ja to wiem Lily, ale to dopiero początek.



~/Eme.

niedziela, 31 maja 2015

Prolog

-Melody, pospiesz się! Zaraz spóźnimy się na przywołanie wierzchowca. O jejku..- Niebieskowłosa pospieszała swą przyjaciółkę. Obie nie należały do tych popularnych i trzymały się swojego towarzystwa.
Białowłosa dojadając śniadanie w biegu poprawiała plecak na ramieniu.
-No przecież idę.- Tłumaczyła.
-To biegnij!- Pospieszała ją Lily.

Razem spóźnione wbiegły do klasy, w której wszyscy zajmowali już swoje miejsca.
-Melody, Lily, znów się spóźniłyście.- Odparła z niezbyt ciekawą miną jedna ze starszych nauczycielek uczelni.
-Przepraszamy.- Usłyszała oschłą odpowiedź Białowłosej.
Wszystkich w Uczelni zastanawiał oschły ton Melody, nikt jednak nie śmiał zapytać czemu. Może dlatego nie należała do popularnych? Posiadała jedną z legendarnych mocy- otchłań. Odziedziczyła ją po swoim ojcu. Tę samą potężną moc posiadała Sama Królowa! Tosz to zaszczyt!

~*~
Siedziałam znużona w ławce zastanawiając się po co komu są te zajęcia. Przecież i tak niczego się nie nauczymy. W końcu najlepiej nauczyć się czegoś w praktyce.
Bawiłam się sztyletem w ręce, gdy nagle oberwałam z kulki wody w twarz.
Rozejrzałam się po klasie i nagle zauważyłam siedzących z tyłu Skyler i jej towarzystwo. Jak zwykle fryzura idealnie ułożona, i królewskie przywileje. To nie jest sprawiedliwe.
Otarłam twarz z wody patrząc na przyjaciółkę zdenerwowanym wzrokiem.
-Melody daj spokój, przecież oni tylko żartują.-Próbowała mnie uspokoić.
-Mam tego dosyć.- Wysyczałam.
Lily spojrzała na mnie z przerażeniem w oczach. Moje zazwyczaj błękitne tęczówki zaczęły robić się czerwone. Czułam przypływ energii.
-Dobrze Młodzieży, czas na przyzwanie waszego Wierzchowca. Mam dla was niespodziankę. Dziś, będzie na towarzyszyła Sama Królowa.- Wszyscy zaczęli ekscytację.  Mi jakoś nie było do śmiechu bądź uciechy. Byłam wściekła.
Oczy całkowicie zalały się czerwienią, a blizny/tatuaże/rany uformowane w jakieś znaki na twarzy i ciele zaczęły błyszczeć.
Nikt tego nie zauważył, gdyż miałam dziś bluzę z długim rękawem. Spodnie czarne, idealnie dopasowane do mojej figury również nie zdradzały żadnych znaków złego nastroju.
Wszyscy wyszli z klasy. Zaciskając pięści i z opuszczoną głową powędrowałam za nimi, idąc z tyłu.
Uradowana grupka 16 latków wyszła na dziedziniec Uczelni, by rozpocząć przywoływanie.
Wtedy właśnie dotarło do mnie,że jestem pośmiewiskiem.
Obiecałam sobie, na totalną zmianę, jednak co z tego. Pewnie przywołam jakiegoś robaka i będę musiała znosić obelgi wszystkich wokół.
Poprawiłam włosy, przekładając długą kitkę na ramie. Byłam najniższa w klasie a moje włosy sięgały niemal do ziemi.
Tsa. Najniższa, najbrzydsza, najbardziej ciapowata. Istne pośmiewisko. A te białe włosy. To jakaś masakra! Wyróżniam się z tłumu niczym pstrokaty motyl pośród czarnego pyłku. Wiem, głupie porównanie.

~*~
Wszyscy po kolei odprawiali rytuał przyzwania Wierzchowca.
Kolej na Księżniczkę.
Zgodnie z poleceniem Psora, stanęła na środku skupiając się cała. Jej oczy błyszczały, a z jej ust wydobywały się nieznane mi słowa.
Jak ja mam przywołać wierzchowca, skoro nie znam zaklęć?!
 Nagle zrobiło się ciemno. Nic nie było widać, nieopodal usłyszałam też krzyki dziewczyn. Były zdezorientowane.
W końcu czarna mgła zniknęła, a obok Skyler stał wspaniały, biały Jednorożec.
Wszyscy się zachwycali. Klaskali, piszczeli.
Moje uszy błagały o wolność.
-To już wszyscy?- Zapytał Nauczyciel rozglądając się z uśmiechem.
-Nie Proszę Pana, jeszcze Melody.- Zasyczała Skyler widząc mój wzrok.
Tak, moje oczy nadal były czerwone a ciało nadal błyszczało krwawymi znakami.
-Mel, pospiesz się i przywołaj go!- Krzyczeli ''koledzy'' z klasy.
Przełknęłam ślinę i stanęłam przed nauczycielem.
Najpierw pokropił mnie wodą, co zabolało w zderzeniu z krwistymi znakami.
Stanęłam na środku skupiając się na tyle mocno, jak tylko potrafiłam w tym momencie.
Wtedy przypomniałam sobie wszystkie dowcipy, które Skyler robiła mi wraz z Sue i Megan. Sue panowała nad wodą, Megan nad powietrzem.
Krwiste znaki zaczęły się wyostrzać, a z moich ust wydobywały się słowa, na które sam Nauczyciel zdębiał.
Wszyscy wstrzymali oddech.
Białe światło oślepiło wszystkich. Znów do moich uszu doszedł dźwięk pisków dziewczyn.
Po chwili światło zniknęło a przede mną ujrzałam smoka.
Przeraziłam się.
Nagle usłyszałam śmiech.
Wytykali mnie palcami i śmiali się.
-HAHAHAHA, wspaniały wierzchowiec, ciekawe jak wysoko Cię zabierze. HAHAHA- Śmiech Księżniczki.. Tylko ona potrafi być tak wredna.
Spuściłam głowę i wpatrywałam się w małego, fioletowego smoka, który kulił uszy.
Po chwili jednak, gdy zobaczył moją rezygnację z oczach, wyszczerzył kły i wrogo patrzył na wszystkich.
-HAHAHA Uważajcie, ta bestia was pożre. HAHAHA- Wyśmiewała mnie nadal.
Zacisnęłam pięści a do oczu pchała mi się fala łez.
Zerwałam się do biegu.
Chciałam udać się jak najdalej od tego przeklętego miejsca.
Jak najdalej od niej.

Wybiegłam z Uczelni i udałam się skrótami w znane mi miejsce~ nad zatokę Yui.
Biegłam przez zarośla nie patrząc za siebie.
Znaki z mojego ciała znikały, również moja energia. Oczy wróciły do normalnego, niebieskiego koloru.

Odwróciłam się, by zobaczyć czy ten Mały Gad leci za mną, jednak nie. Nie leciał.
Wzrokiem wróciłam przed siebie, jednak coś mnie zatrzymało. Czyjeś ciało.
Oboje wywróciliśmy się na ziemię. Leżę właśnie na kimś. I to nie jest kobieta. To mężczyzna.
Z paniki zamknęłam oczy.
-Złaź ze mnie nędzna istoto- Odparł chłopak przecierając twarz.
Szybko się podniosłam wymijając go bez słowa. On jednak złapał mnie za rękę i popatrzył w oczy.
-Dlaczego płaczesz?