Alleluja. Odpuścił.
Wtedy w głowie utkwiła mi jego twarz.
Jasne, niemal śnieżnobiałe włosy, poważny wyraz twarzy. Głębokie, niebieskie oczy. Idealna cera.
Wzrost.. Był wyższy. Tego można było się spodziewać.
Kaptur na jego głowie oznaczał, że nie chciał by ktokolwiek wiedział, że właśnie on znajduje się własnie tutaj.
Skuliłam się bardziej.
Dzisiejszy dzień nie należał do tych najcieplejszych. Właściwie zbierało się na deszcz.
Niebo zrobiło się ponure a chmury dużo ciemniejsze.
Zimny wiatr, w zderzeniu z również zimną wodą dawały efekt wprost idealny.
Trzęsłam się.
Było mi na prawdę zimno, i szczerze chciałam wrócić do domu.
Już i tak wyszłam na słabeusza, nieudacznika.
W oczach miałam jedynie pustkę, zagubienie.
Moja energia była niemal na wyczerpaniu.Starałam się być twarda, kontaktować. W pewnej chwili zauważyłam , jak przez taflę wody przeciska się mała, skrzydlata istota.
Ta sama postać usadowiła się pod moimi nogami, patrząc na mnie ślepiami koloru bakłażanu.
Spojrzałam w tą stronę.
To był On.
To ten smok, którego przyzwałam.
Był mały, wychudzony, taki do niczego.
-Proszę, daj mi spokój. Znajdź innego Pana. Ja przeżyję bez Wierzchowca.- Wydukałam opierając brodę o kolana.
-To Ty jesteś moją Panią.- Smok się odezwał. Spojrzałam w jego stronę nie dowierzając jego słowom.
-T..Ty mówisz?!- Zdębiałam. Jak to możliwe?
-Tak, to dziwne prawda? Poza tym, jak mnie Panienka nazwie?- Odparł drapiąc się ogonem po grzbiecie.
-Jesteś beznadziejny. Czemu nie urośniesz?! Czemu nie możesz przynieść mi czegoś innego niż wyzwisk?!-Spojrzałam na niego gniewnie.
-Panienko, jestem jeszcze mały. Mam zaledwie 25 lat. W wieku 26 zaczynamy osiągać niezwykle ogromne rozmiary. Nie martw się Moja Droga. A wstyd i wyzwiska? To nie moja zasługa.-Pokazał mi język.Pociągnęłam go za ogon. To nie było miłe.
-Heej! Nie mów tak.- Odparłam znów opierając głowę na kolanach.
-Niechaj Panienka mi wybaczy. Najmocniej, z całego serca.- Wydukał kłaniając mi się [?].
-Nie jestem kimś ważnym, byś składał mi pokłony.- Uniosłam brwi.
-Jesteś Moją Panią, przyszłym Zabójcą Otchłani. Legendarnym Zabójcą Otchłani. A ja jestem Legendarnym Smokiem.- Wyśpiewał z dumą w głosie.
Popatrzyłam na niego jak na idiotę.
-Nie chcę zostać Zabójcą.- Odparłam. Wypuściłam z płuc całe powietrze, jakie aktualnie się w nich znajdowało.
Robiło się coraz zimniej, a ja nie miałam zamiaru wracać do domu.
-Będziesz ... Hm .. W ogóle jakiej jesteś płci?- Zaśmiałam się.
-Jestem chłopcem.- Odparł.
-W takim razie będziesz Fear. - Popatrzyłam na niego robiąc przy tym ogromny uśmiech.
-Co to za imię?- Zapytał. Czuł się co najmniej dziwnie z tym, jak go nazwałam.
-Bardzo mi się podoba, i tak zostanie.- Odparłam stanowczo.
-Dobrze, Moja Pani. Jest świetne, bardzo mi się podoba.- Wydukał wciskając się pomiędzy mnie a moje kolana.
-Heej! Będzie mi zimno!- Próbowałam go zdjąć z siebie. Wbił się jednak pazurkami i nie chciał zejść.
-Zaczekaj chwilkę Panienko, zaraz zrobi się ciepło.- Wyjaśnił kierując swój wzrok na mnie.
Rzeczywiście. Wydobył z siebie jakieś ciepło i momentalnie wszystkie ciarki zniknęły.
-Co jeszcze potrafisz?- Zapytałam drapiąc go za uchem [?].
Fear się podniósł.Stanął na przeciw mnie, a ja usiadłam po turecku.
-Potrafię władać nad wszystkimi mocami, tylko nie nad mocą otchłani. Jestem jej wytworem.- Wyjaśnił.
-Jak to?- Ciągnęłam temat.
-Dawno dawno temu, jak jeszcze smoki istniały, jeden z nich, Król Smoków władał nad mocą Otchłani. To on stworzył mnie i moich towarzyszy.Przetrwałem tylko ja.
-To przykre. Nie musisz mówić więcej.
Kiwnął głową na znak podziękowania. Wiedziałam, że było to dla niego trudne.
Siedzieliśmy w ciszy.
W pewnej chwili do mojej ''kryjówki'' ktoś wszedł.
Ten sam chłopak, znów miał kaptur na głowie, lecz rozpoznałam go, gdyż białe końcówki jego włosów wydostawały się spod kapuzy.
Za nim wszedł drugi chłopak, jego wzrostu, jednak całkiem inny.
Włosy miał dość dziwne, nietypowe, jak z resztą każdy w Krainie Elfów.Ich kolor, szkarłatny, był zmieszany z czarnym, tworząc niepowtarzalny efekt.
Ubrany dość zwyczajnie. Czarne spodnie, do tego czarna bluza i ciemno-czerwona koszulka.
W pierwszej chwili się wystraszyłam.
W końcu byli wyżsi, zapewne silniejsi.
Spoglądali na mnie dziwmy wzrokiem.
-Dlaczego płakałaś?- Odezwał się po chwili białowłosy.
Stwierdziłam, że nie mogę pokazać im mojego strachu.
-To chyba jednak nie Twój interes.- Odparłam.
-Nie musisz udawać twardej. I tak wiemy, że taka nie jesteś.- Odezwał się ten drugi.
Przeraziłam się.
Przejrzał mnie, nawet nie znając. To takie skomplikowane.
-Czego ode mnie chcecie?- Patrzyłam na nich na zmianę.
Białowłosy zmierzył mnie wzrokiem, następnie od niechcenia odparł.
-Chodź, musisz się przebrać.
-Przepraszam, co z moim strojem jest nie tak?-Uniosłam brwi.
-Jest za mało kobiecy.- Wyjaśnił.
Zdębiałam. to chyba moja sprawa jak wyglądam nie?
Spojrzałam na Fear'a. On się kłaniał.
-Fear, czemu się kłaniasz?- Zapytałam zdziwiona.
-Wyrażam szacunek dla Rodziny Królewskiej.
Byłam zdezorientowana.
Spojrzałam najpierw na chłopaków, potem na smoka i tak na zmianę. Wtedy dotarło do mnie, że przede mną stoją Jake i Jack, słynni bliźniacy.
Padłam na kolana.
-Proszę wybaczyć mi moje zachowanie. Nie chciałam być tak nie uprzejma. Proszę mi wybaczyć, to nieumyślne spowodowanie upadku Księcia. -Skuliłam głowę.
Zdenerwowany Jack podszedł do mnie łapiąc za ramię. podniósł mnie do góry, podrzucając jak zwykłą piłeczką. Jego ręka przemieściła się na mój dekolt, zgrabnie łapiąc za materiał. Trzymał mnie nad ziemią i patrzył gniewnie.Spoglądałam na niego przerażona.
-Jeszcze raz wyrazisz się do mnie jak do kogoś wyższą rangą, a na prawdę zrobię Ci krzywdę.- Wtedy delikatnie postawił mnie na ziemi, poprawiając swój kaptur.
-Nic Ci się nie stało?- Odezwał się Jake, obserwujący całą sytuację z boku.
Spuściłam głowę. Było mi wstyd. Właściwie nie wiedziałam co mam robić. Odnosić się do kolegi, z którym nigdy nie rozmawiałam, czy jak do Księcia, którym był. Milczałam.
-Spokojnie, nic Ci nie zrobię, nie bój się.- Zbliżył się. Napięcie rosło. Robiło się gorąco. Jake złapał mnie za brodę unosząc delikatnie do góry. Popatrzył na moją twarz, przeraził się.
Zrobił krok w tył delikatnie puszczając mój podbródek. Podszedł do Jack'a i szepnął mu coś na ucho. Miałam elfie uszy, więc doskonale słyszałam treść ''To Legendarna''.
Jack kiwnął jedynie głową i zdjął z siebie czarną pelerynę.
Założył ją na moje plecy.
Delikatnym, zwinnym ruchem zawiązał sznurek po obu stronach peleryny.
Wyglądałam co najmniej dziwnie. Melody - rozmiar S. Peleryna- rozmiar L.
-Po co mi to?- Spojrzałam na niego.
-Wyglądasz uroczo, i nie musisz przejść do Pałacu niezauważona.
Chwileczkę.
Pałac.
Rodzina Królewska.
A co najważniejsze.
Skyler..
-Nie mogę z wami iść.- Stanęłam niemal wryta w ziemię.
-Dlaczego?- Jack popatrzył na mnie marszcząc brwi.
-Bo spodka tam Skyler.- Wyjaśnił Jake.
-Czy Ty czytasz w myślach?- Spojrzałam na niego znużona.
-Nie, potrafię wyczytać z człowieka, czyli jego postawy, zachowania, sposobu mowy itp. Cieszę się, że nie czytam w myślach. To byłoby okropne.- Przewrócił oczami.
~*~
Chłopakom jednak udało się przekonać mnie, bym z nimi poszła. Właściwie sama nie wiem czemu.
Przed wejściem do pałacu wstąpiliśmy do mojego domu, właściwie to tylko ja. Bliźniacy czekali przy jednym ze sklepów, ukrywając swoją twarz. Na ulicy można spotkać przeróżne Elfy i nigdy nie wiadomo, co odbije im do głowy na widok Książąt.
Przebrałam się czerwoną sukienkę z czarnymi,białymi i złotymi dodatkami. Rękawy szerokie, sięgały mi tylko do łokci. Jej długość nie była idealna. Po bokach, sięgała do połowy ud, z przodu i z tyłu sięgała poniżej kolan. Na biodrach widniał złoty pas, do którego przyszyte były dzwoneczki, w które można było schować przeróżne eliksiry.Na nadgarstkach zawiesiłam złote bransolety, idealnie pasujące do obwodu nadgarstka. Na nogi założyłam czarne skarpetki, sięgające do połowy łydki. Do tego buty od zestawu, materiałowe kozaczki sięgające nieco ponad kostkę. Przeszyte były czarną wstęgą.Włosy spięłam w kitkę, grzywkę zostawiłam.
Przejrzałam się kilka razy w lustrze i gdy byłam już gotowa, wyszłam zakładając na siebie pelerynę.
Podbiegłam do nich dając znać, że to ja. Jack pchnął mnie do przodu, bym ruszyła się i nie robiła większego zamieszania.
Całą trójką udaliśmy się za Pałac, gdzie zaprowadzili mnie w nieznane mi miejsce- nad Zatokę Zakochanych.
Właściwie nie chciałam tam iść. Obiecałam sobie, że pójdę tam, gdy znajdę swoją miłość, bądź wybiorę się na randkę.
Stanęłam przed wejściem, którym był wodospad za posiadłością Rodziny Królewskiej. Zamknęłam oczy.
-Nie mogę iść dalej.- Odparłam.
-Co?! Dlaczego?!- Zdenerwował się białowłosy.
-Obiecałam sobie, że nie pójdę tam jako singielka.- Wyjaśniłam krótko.
-Nie możesz odpuścić? To na prawdę ważne.- Zagadał Jake.
-Nie.- Wyjaśniłam krótko.
Fear podleciał do nich obu szepcząc im coś na uszy. Tego akurat nie słyszałam. Stali za daleko.
Wtedy podszedł do mnie Jack. Pocałował mnie za policzek i chwycił za rękę.
-Idziemy, Skarbie.- Odparł oschle.
-Jesteście dziwni.. Serio..- Wydukałam..
Fear za moimi plecami pchał mnie coraz bliżej Jack'a, jednak co chwilę wracałam na swoje miejsce.
-Jeśli chcesz, bym Cię objął ramieniem, wystarczyło powiedzieć.- Zaśmiał się i przyciągnął do siebie. Złapał za biodra, następnie podrzucił z taką siłą,że właściwie dokładnie nie pamiętam co się stało. Krzyknęłam pod wpływem emocji i wylądowałam na jego baranach. On śmiał się nadal.
-Wygodnie Ci?- Zapytał strącając moje włosy ze swojej twarzy. Zabrałam kitkę, zarzucając ją na plecy.
Jake przyglądał mi się bardzo uważnie.
-Śliczne masz włosy.- Wydukał posyłając mi ciepły uśmiech.
Odpowiedziałam tym samym gestem.
Po chwili usadowiliśmy się na jednej z wysepek pod drzewem.
Oni milczeli.
Milczeli zbyt długo.
Zrobiło się niezręcznie.
-Dlaczego wtedy płakałaś?- Jack patrzył na mnie przeszywającym wzrokiem.
-Przecież Jake potrafi to ze mnie wyczytać.- Odparłam bawiąc się trawą.
-Nie potrafię. Teraz jesteś zagubiona, nie wiesz co robić i jest Ci przykro.- Wystukał przyglądając się mojej osobie.
-Nie chcę o tym gadać.- Wyjaśniłam.
Jake przysiadł się do mnie nadal bacznie mnie obserwując.
Po chwili szepnął mi do ucha dziewięć słów. Dziewięć słów wywołało we mnie strach.
-Nie damy Ci spokoju, puki nam tego nie powiesz.
Popatrzyłam na Jack'a, szukając pociechy w jego oczach, jednak on tylko kiwnął głową przytakując do słów brata.
-Tak bardzo chcecie wiedzieć?-Zapytałam po chwili namysłu.
-Tak.- Odpowiedzieli chórkiem, co brzmiało dość słodko.
-Wasza siostra prześladuje mnie, dręczy, wyzywa, wyśmiewa. Odkąd pamiętam. To chcieliście wiedzieć?- Spuściłam wzrok.
-Zrobiłbym to co Skyler.- Odparł Jack.
Jake warknął na niego. Złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Przytulił mnie, zaciskając ręce na moich plecach z taką siłą, że zaczęło to boleć.
Odsunęłam się od niego.
-Jesteście pokręceni.- Odparłam i zerwałam się do biegu. Fear poleciał za mną kiwając głową załamany.
Przebiegłam przez wodę, i pobiegłam w stronę miasta. Sama nie wiem czemu akurat w tamtym kierunku, może dlatego, że tam znajdował się mój dom.
~*~
Biegłam przez kamienną ulicę nie patrząc kogo trącam.
Wbiegłam do domu od razu pędząc na górę do swojego pokoju.
Zza szafy wyciągnęłam drabinę i wspięłam się po niej, przeciskając przez szczelinę w suficie.
Na strychu otworzyłam szerokie drzwi prowadzące na dach naszego domu. Wspięłam się na niego zgrabnym ruchem i usiadłam w cieniu drzewa obserwując cała okolicę.
Nagle obok, jakby z mgły wyłoniła się Lily.
-Bu!- Krzyknęła łapiąc mnie za ramiona.- Gdzie uciekłaś? Nauczyciele się martwili.
Wzrok skierowałam przed siebie.
Wszystko pamiętałam.
Zderzenie z Księciem, rozmowa z Fear'em, Przybycie Książąt, potem Zatoka Zakochanych.
Czy mam jej o tym opowiedzieć? Może lepiej nie?
-Pobiegłam przed siebie. -Wyjaśniłam posyłając przyjaciółce ciepły uśmiech.
-Jesteś pokręcona..
Uśmiechnęłam się.
-Ja to wiem Lily, ale to dopiero początek.
~/Eme.