piątek, 30 października 2015

Rozdział 2

Następny dzień.. Ubłagałam rodziców, by pozwolili mi zostać w domu. Mama, jako iż była nauczycielką w naszej uczelni usprawiedliwiła mnie przed Dyrektorem.
Ojca nie było już od rana, wyszedł z domu właściwie sama nie wiem gdzie.
Jako jeden z niewielu należał do Elfów Otchłani, pewnie poszedł na jakieś szkolenie czy coś.
Szkoda tylko, że odziedziczyłam po nim tę moc.
Bo przecież zawsze mogłam zostać specem w jakiejś innej magii. Na przykład woda, lód, ogień. Cokolwiek innego.
Jak na razie mam najgorszego wierzchowca i nie potrafię zrobić najprostszego zaklęcia. To właśnie dlatego jestem pośmiewiskiem w szkole.

Jakoś niespecjalnie spieszyło mi się by zrobić dziś ze sobą coś konkretnego. Zbliża się południe a ja nadal siedzę w piżamce.
-O nie! Muszę coś ze sobą zrobić. Eh.- Pomyślałam ruszając tyłek z kanapy. Udałam się na górę do swojego pokoju zaglądając do szafy.
Wyjęłam z niej komplet, który dostałam od Ciotki na urodziny.
Rozpuściłam włosy przeczesując je dłonią. Do serca wzięłam sobie słowa Jack'a.
Stwierdziłam, że zacznę ubierać się bardziej kobieco, dlatego zdecydowałam się na ten komplet.
Na włosy założyłam  granatową wstążkę, oddzielającą grzywkę od reszty czupryny. Ciało zakryłam  granatowym body. Poprawiłam wszystkie koronki i inne duperele. Następnie założyłam rękawy i pelerynkę do nich dołączoną.
Nie czułam się  zbyt dobrze w tym stroju, jednak wyglądałam na tyle kobieco, by wzbudzić sobą zainteresowanie.
Dodatkowo na szyję założyłam obrożę zrobioną z materiału wstążki, takiej jak opaska na głowie.
Na nogi założyłam materiałowe botki, starannie zawiązując je wstęgą.

Przyglądałam się sobie w lustrze, gdy nagle rozległo się pukanie do drzwi.
W ogóle się nie spiesząc zeszłam na dół.
-Ciekawe kto to..- Pukanie zamieniło się w walenie w drzwi.- Już idę, chwileczkę!
Otworzyłam i niemal  mnie zatkało.
-C..Czego chcesz?- Zapytałam marszcząc brwi.
On jednak nic nie odpowiedział, tylko wcisnął się do mojego mieszkania zatrzaskując za sobą drzwi.
-Hej, co Ty wyprawiasz?!- Krzyknęłam oburzona.
-Wyglądasz jak ladacznica, ale do twarzy Ci w tym.- Odparł bacznie mi się przyglądając.- Dlaczego nie poszłaś do szkoły?
-To chyba nie Twój interes jak się ubieram. A do szkoły nie poszłam bo mi się nie chciało.- Parsknęłam.
-Powinnaś chodzić do szkoły, to przecież Twój obowiązek.- Odparł białowłosy nadal przyglądając się mojemu ubraniu
 -Przestań się tak na mnie gapić, to ohydne.-Odparłam przewracając oczami.Chłopak niechętnie oderwał ode mnie wzrok zawieszając go na rozstawionych po konarach drzew zdjęciach.-Może mi odpowiesz, po jaką cholerę tu przyszedłeś?
-Martwiłem się, że coś się stało. Tylko tyle.- Wyjaśnił.
-Nie musisz się o mnie martwić, jestem już dużą dziewczynką.- Pokazałam mu język. Nie spodziewałam się tego, że on odwróci się i zgrabnie złapie mój język w dłonie. Zaczął go delikatnie ciągnąć i się śmiać. Chciałam go uderzyć, by mnie puścił, jednak drugą ręką złapał mnie za moją dłoń podnosząc ją z ogromną siłą ku górze. Zwinnym ruchem ubezpieczył też moją drugą rękę i jakby nie patrząc w ciągu 10 sekund zostałam pokonana.
Chłopak patrzył mi prosto w oczy a na jego ustach widniał ogromny uśmiech.
Wtedy mnie puścił. W pierwszej chwili nie wiedziałam co się stało, poplątałam się o własne nogi i upadłam. Ten śmiał się w niebo głosy.
-Przestań! To nie jest śmieszne! - Krzyczałam.
Najpierw jego siostra śmieje się z moich porażek, teraz on. To chyba jest rodzinne. Mimo moich sprzeciwów, chłopak zachodził się śmiechem.
Pozbierałam się z ziemi stając z nim twarzą w twarz. Spuściłam głowę zaciskając wargi. Wtedy właśnie czułam przypływ energii. Zacisnęłam pięści na których niemal od razu zaczęły się pojawiać takie same znaki jak wtedy w szkole.Oblizałam zakrwawione już wargi. Czułam to. Czułam ten przepływ energii, która znajdowała się w moim ciele. Mogłam dokładnie wskazać każdą żyłę, każdy nawet najmniejszy mięsień.

Wymierzyłam cios w jego twarz, właściwie sama nie wiem czemu. Trafiłam! Może dlatego, że był  w tym momencie nieuważny.
Otworzyłam oczy spoglądając w górę na chłopaka i niemal mnie zatkało.
Moja pięść nie widniała na policzku Jack'a tylko Jake'a.
Cały nadmiar energii niemal od razu ze mnie 'uciekł'.
Padłam na kolana zaszokowana.
Jak on się tu znalazł? Dlaczego obronił Jack'a?
-P..Przepraszam..- Szlochałam. Skuliłam się i ocierałam przemoknięte oczy.
Jake poruszył szczęką i uśmiechnął się.
-Nic mi nie jest, możesz przestać płakać.- Odparł kucając przede mną.
Jack tylko przewrócił oczami. On był okropny!  Jake natomiast był wspaniały. Ciągle mnie pocieszał. Dlaczego? Bo Jack zawsze coś mi zrobi!
Otarłam łezki i popatrzyłam na Jake'a.
-Jak tu wszedłeś?!- Wykrzyczałam.
-To najmniej istotne. Ważne, że nic Ci nie jest.- Uśmiechnął się.
-Jake, mówiłem, że sprawdzę czy wszystko z nią okey. Nie musiałeś tu przyłazić.- Parsknął.
-Wolałem sam się upewnić.- Jake wstał. Podszedł do swego brata dając mu pstryczka w czoło.-Nie zapomnij że to ja jestem ten starszy. To ja powinienem zajmować się takimi sprawami.
Jack ziewnął. Jak widać miał dość tej gadki. Chciał się od niej wyrwać. Od razu pomyślałam, że chodzi mu o mnie.
-Możecie już iść, zaraz będzie tu jeden z moich rodziców a nie mam zamiaru, by was tu znaleźli.-Przerwałam im.
-Oj wyluzuj się. - Odparł Jake.- Jesteśmy tu w dobrych intencjach.
Ziewnęłam. Popatrzyłam na nich. Byli mi tak strasznie znani. Tylko skąd..

~*~
-Melody, zaczekaj! - Krzyczał niski, białowłosy chłopak, biegnąć za dziewczynką.
-Nie! Dogoń mnie haha- Białowłosa uciekała, jednak już po chwili poczuła ucisk na prawej ręce.
-Mam Cię!- Krzyknął chłopiec, zatrzymując się i przyciągając dziewczynkę do siebie.- Jesteś już moja, nie oddam Cię! - Uśmiechał się spoglądając, czy przypadkiem nie biegnie jego starszy, o 10 minut brat.
-Jack! Przecież to ja chciałem ją złapać!- Jake zaczął szarpać brata.
-Ale jesteś powolny i to ja ją złapałem!- Uśmiechał się Jack tuląc do siebie Melody.
Byli dziećmi. Mieli zaledwie  6 lat, dziewczynka miała 5.
Bawili się niemal codziennie, podczas gdy różowo-włosa siedziała sama pod drzewem. Zawsze, gdy chciała dołączyć do zabawy, bracia ją odtrącali.
-Puść mnie Jack- Odparła cichym głosem dziewczynka.
-Czemu?- Popatrzył na nią chłopiec.
-Muszę już iść,i nie wiem czy wrócę.- Wyjaśniła.
Pożegnała się z chłopcami, po czym podeszła do Skyler.
-Muszę już iść, do zobaczenia Skyler- Uśmiechnęła się, patrząc jak dziewczynka siedzi sama.
-Odwal się!- Krzyknęła naburmuszona Księżniczka. Zrezygnowana dziewczynka odeszła.
Gdy zbliżała się w stronę rodziców, chłopcy poprosili, by chwilę jeszcze została.
-Wrócisz?- Zapytał zrezygnowany Jake.
-Chyba wrócę- Uśmiechnęła się do nich.
-Gdy wrócisz, i będziemy mieć po 17 lat, to się z Tobą ożenię!- Wykrzyczał Jack.
-Ale to się nie zdarzy, bo jestem od was młodsza.- Dziewczynka posmutniała.
-No to jak Ty będziesz miała o rok mniej od nas. To będzie... eeeem..
 -16 idioto- Wyręczył białowłosego brat.
-O właśnie!- Uśmiechnął się. -To jak Melody, ożenisz się ze mną? Będziemy wspaniałą parą.- Chłopiec patrzył zaciekawiony w jej oczy.
Była zagubiona. Z jednej strony chętnie odpowiedziałaby, że tak, jednak nie chciała robić przykrości Jake'owi.
-Tak, ożenię się! - Uśmiechnęła się. -Tylko pod jednym warunkiem!
***
Spojrzała w oczy białowłosego, następnie w oczy starszego z braci.
Przypomniała sobie wszystko.
-Wyjdźcie.- Odparła spuszczając wzrok.
-Że co?- Odparł zdezorientowany Jack.
-Wynoście się!- Krzyknęła ze łzami w oczach.-I nie wracajcie!
Bracia wyszli, jednak nie zamierzali dać dziewczynie spokoju.
Oni pamiętali o obietnicy sprzed 10 lat.
Nie wiedzieli jednak, że dziewczyna traktowała to na poważnie.
Żaden z braci nie mógł przypomnieć sobie, jakie warunki stawiała wtedy dziewczynka.
Nawet ona tego nie pamiętała.

Siedziała sama, w pokoju. Skuliła się na kanapie, patrząc na zdjęcia z dzieciństwa. Pobiegła na górę i próbowała sobie przypomnieć.
W końcu musiało to być coś ważnego. Prawda?



***
R2 nadchodzi!
~/Eme